W czerwcu odebrał pan w Warszawie prestiżową nagrodę Orła Polskiego Samorządu przyznaną Wieliczce wraz z tytułem „Gminy 30-lecia wolności RP”. Czym jest ta nagroda?
To bardzo cenna wyróżnienie przyznawane przez Ogólnopolską Federację Przedsiębiorców i Pracodawców. Zgodnie z założeniami nagradzane są samorządy wyróżniając się na tle kraju, miasta tworzące i wykorzystujące nowe możliwości. Takich gmin wybrano zaledwie 30. Jesteśmy jedną z nich.
Jak ważne są samorządy z perspektywy przemian 89 roku?
Wszyscy wiemy, że przełom lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych rozpoczął długi proces zmian, kluczowych dla kraju, prowadzących do jego demokratyzacji. Na początku oczywiście najważniejsze były wybory parlamentarne do sejmu i senatu – 4 czerwca 1989. Rok później odbyły się pierwsze wybory samorządowe – dziś z perspektywy możemy zobaczyć, jak ważną rolę odegrały one w budowie państwa obywatelskiego. Niesamowite jest to, że ludzie Solidarności, którzy do tamtej pory koncentrowali się głównie na sprawie swoich związków, zaprezentowali całościową wizję Polski, w której każdy obywatel ma wpływ na to, co się dzieje. Ta wizja była realizowana i przyczyniła się do budowy demokracji.
Zwróćmy uwagę również na to, że transformacja przeprowadzona została pokojowo. Z dzisiejszej perspektywy wydaje się, że było to proste, zapomina się jednak, jak niewiele brakuje do wywołania konfliktu, wzbudzenia wewnętrznej wojny. Popatrzmy choćby na Ukrainę, gdzie demokracja się jeszcze nie utrwaliła i w efekcie sprawy rozwiązuje się siłowo i z udziałem obcych krajów.
30 lat funkcjonowania samorządu to dużo czy mało?
Z perspektywy samego samorządu, historii kraju, to pewnie mało, chociaż trzeba podkreślić, że przez te 30 lat dokonaliśmy ogromnych zmian. Ich efekty widać zresztą jak na dłoni. Z perspektywy pojedynczego człowieka, to bardzo dużo. Są osoby, które aktywnie działają od początku. Ja działam w samorządzie od niemal 25 lat, dla mnie więc to jest ogrom czasu. Choć wydaje się, że to było właściwie wczoraj, ale spraw, w których braliśmy udział jest wiele, wiązały się z ogromnym wysiłkiem i pracą w nie włożoną, że czasami aż trudno objąć je wszystkie pamięcią.
Przez te 30 lat mieliśmy w kraju kilka kluczowych momentów. Wybory samorządowe, jedne, drugie, później reformy samorządowe, wejście do NATO, wejście do Unii Europejskiej. Inne kraje budowały swoją wewnętrzną strukturę o wiele dłużej.
U nas przemiana nastąpiła bardzo szybko, ale też stało się tak dlatego, że kierunki zmian były jasno wyznaczone. Od razu wiadome było, w którym kierunku chcemy się zmieniać. Mieliśmy trochę szczęścia, bo nie zabrakło nam osobowości. Był Jan Paweł II, był Wałęsa, Mazowiecki. Różnie można oceniać pewne zdarzenia, ale jasno trzeba powiedzieć, że odwaga tych ludzi była niesamowita. Wziąć na swoje barki ciężar odpowiedzialności i jasno powiedzieć, w którym kierunku ma iść, czy to kościół, czy Solidarność, czy rząd – nie każdy byłby w stanie podjąć się takiego zadania. Z dzisiejszej perspektywy niektórym może się wydawać, że to było takie proste. Nic bardziej mylnego.
Zdarza się panu zatrzymać na chwilę, pomyśleć o tych wszystkich zmianach, które są widoczne i poczuć satysfakcję? W końcu uczestniczył pan w działaniach samorządu niemal od początku.
W działaniach samorządu tak. Ale myślę o tych ludziach, którzy w latach 80. uczestniczyli w protestach, strajkach, których aktywność przyczyniła się do tej ewolucyjnej zmiany i przyspieszyły koniec komunizmu. Oni działali w warunkach zagrożenia życia, mogli zapłacić i czasami płacili wyższą cenę. Pamiętam jak moja mama mówiła, że może zdarzy się, że nie wróci na noc z pracy, bo będą strajkować. To jednak były inne sytuacje i inne napięcia. Nam potem było łatwiej.
Natomiast biorąc pod uwagę lata 90. to oczywiście, satysfakcja jest ogromna. Cieszę się, że mogłem w tym procesie brać udział, pracować wtedy z tymi ludźmi. Po drodze wiele się oczywiście zmieniło. Na początku nasze działania opierały się w dużej mierze na przekonaniach, uczuciach. Dziś działanie w samorządzie wymaga umiejętnego zarządzania, tu liczy się przede wszystkim kwestia ekonomii.
Jakie w tych trzydziestu latach mieliśmy punkty zwrotne tu w Wieliczce? Momenty, które definiowały zmiany i wyznaczały nowe kierunki?
W Wieliczce mieliśmy ich kilka. Ważne były oczywiście reformy samorządowe, potem ustanowienie powiatu. Natomiast pierwszym kluczowym momentem było powstanie komitetów obywatelskich, które wystartowały w wyborach. Z ich list do samorządu weszli ludzie, którzy często działali wcześniej w różnego rodzaju organizacjach. Początki nie były łatwe. Docierali się w bólach. Pierwsze dwa, trzy lata to była nieustająca gra na konflikcie. Było tak, bo nie znali się, albo mniej się znali, a mieli wiele różnych pomysłów. Tarcia były więc nieuniknione. Potem wyłoniły się nowe kierunki zmian i było już łatwiej. Pojawiły się sytuacje, które działały scalająco i dawały szansę na budowanie porozumienia. Uczestniczyli przy tworzeniu województwa, potem powiatu. Potem była koronacja obrazu w klasztorze. W tych nowych sytuacjach ujawniały się charaktery. Widać było, kto scala a kto burzy i działa na konflikcie. Uważam, że pierwsi dwaj burmistrzowie mieli o wiele trudniej niż ja. Poza tym, oni nie mieli takich możliwości jak my, którzy działaliśmy już w czasach Unii Europejskiej.
Jakie momenty w takim razie były kluczowe w czasach pana kolejnych kadencji?
W naszych działaniach kluczową rolę, jak już mówiłem, odgrywała ekonomia. Musieliśmy się nauczyć zarządzać środkami, to po pierwsze. Po drugie zaś, musieliśmy umiejętnie rywalizować z innymi gminami w wyścigu po te fundusze. Zapomina się, że żeby dostać np. 100 milionów, to trzeba było pokonać innych, którzy też chcieli te środki zdobyć. Musieliśmy się nauczyć tworzyć dobre projekty, organizować zespoły zajmujące się pozyskiwaniem środków. Na początku wydawało się, że zarządzanie miastem oznaczało gospodarowanie posiadanymi pieniędzmi. Szybko okazało się, że trzeba całkowicie zmienić myślenie, bo w grę wchodziły przede wszystkim środki, które trzeba było zdobyć, czy to w zarządzaniu projektowym, czy z funduszy europejskich. Tego musieliśmy się nauczyć w praktyce.
Nie zapominajmy też o sprawie kluczowej. Potrzebny był pomysł na miasto, który potem realizowaliśmy w formie kolejnych projektów właśnie, kolejno na płaszczyźnie sportu, kultury, poprzez rozbudowę infrastruktury w okolicznych miejscowościach. Jednym z naszych największych osiągnięć jest zatarcie granicy pomiędzy miastem a okolicznymi wsiami. Dziś twierdzę, że Wieliczka to jest cała gmina, z jej infrastrukturą w której różnice zostały niemal całkowicie wyrównane, choć pamiętajmy, że rozwój to proces ciągły. To jest właśnie nasz kierunek i nasz pomysł.
Czy istnieją jakieś problemy przeszkadzające w realizacji dotychczasowego planu?
Aktualnie mamy do czynienia z zasadniczą trudnością, postępujące upolitycznienie samorządu, nawet na najniższym szczeblu. Wiemy przecież, że samorząd najlepiej funkcjonuje, gdy sprawami lokalnymi zajmują się ludzie osadzeni w swoim środowisku, znający realia, a nie narzucani w wyniku partyjnych decyzji i zależni od swojej politycznej centrali. Jeżeli pojawia się kandydat z zewnątrz, bo ktoś zadecydował, że może być odpowiedni na dane stanowisko, to jest to groźne. Wcześniej ci lokalnie kandydaci konfliktowali się między sobą, co jest zupełnie naturalne, na tym przecież polega demokracja – na ścieraniu się różnych poglądów. Na dyskusjach, które w efekcie się toczą. Dziś to ogromne firmy – partie tak właśnie działają – które uruchamiają wielkie machiny ścierające się ze sobą. Konflikt zaczyna przybierać zupełnie inne oblicze. Również na szczeblu samorządu i to wielkie niebezpieczeństwo.
Samorządowcy to ludzie, którzy wywodzą się z lokalnych środowisk, taka jest główna idea?
Żeby zostać radnym, trzeba chcieć działać, coś robić, np. zakładać stowarzyszenia. Sytuacja, kiedy ktoś pojawia się z zewnątrz, kiedy dopiero w czasie wyborów „robi się” jego nazwisko jest bardzo zła. Taka sytuacja kiedyś było niemożliwa, a teraz, niestety, wróciliśmy do wyborów pośrednich. Wcześniej, w wyborach bezpośrednich głosowałeś na daną osobę w wyborach na radnego i ona wchodziła, albo i nie, teraz forsowane są listy, bezpośrednie głosowanie na kandydata ma duże mniejsze znaczenia. Zaczęto majstrować przy wyborach. Procesy demokratyczne zostają w pewien sposób naruszane. Bardzo niedobrze, że tak się dzieje.
Niedługo będziemy mogli wziąć do ręki publikację dotyczącą wielickiego samorządu. To ważna książka. Podkreślam przede wszystkim jej walor naukowy. Jest to pozycja stworzona przez historyka, oparta na faktach. Widać w niej wyraźnie ten wielki proces zmian, o którym tu często mówiliśmy, rozkwitające miasto z kadencji na kadencję. Dzięki tej pozycji możemy zobaczyć wieloletni proces i jego etapy, stojący za obecnym wizerunkiem naszego miasta, z którego jesteśmy dumni.
Dodam, że na tle innych miast, naprawdę dobrze się prezentujemy. Wystarczy pojeździć po kraju, żeby zobaczyć, kto niepotrzebnie został w miejscu, a kto idzie do przodu. Jeżeli weźmie się pod uwagę wskaźnik wartościowy, pokazujący ile pieniędzy zdobyliśmy, co z nimi zrobiliśmy, jesteśmy w czołówce kraju. Trochę inaczej wygląda to, kiedy przeliczamy te pieniądze na ilość mieszkańców, ale dzieje się tak, ponieważ ludzie chcą tu mieszkać i ich liczba stale się zwiększa. A chcą tu mieszkać, bo tu mieszka się dobrze.
Od początku mojej pierwszej kadencji średnio w gminie rocznie przybywa około tysiąca mieszkańców. Obecnie zamieszkuje tu blisko 70 tysięcy osób. Dodatkowo powstała tu społeczność, czyli grupa ludzi, która chce coś robić, wychodzi z własnymi inicjatywami, a nie tylko traktuje miasto, jako miejsce wyłącznie do spania, jak to dawniej bywało, kiedy nazywano Wieliczkę sypialnią Krakowa.
Ciągle więc pojawiają się nowe wyzwania. Miasto jest jak rozpędzona maszyna. Lżej już nie będzie. Będzie coraz więcej chętnych i nowe oczekiwania.
Skąd umiejętność brania sprawy we własne ręce, która zdaje się być kluczowa? Skąd to się bierze?
Ważne są dwie rzeczy. Najpierw pomysł, który jest wynikiem bycia wśród mieszkańców. Potem podjęcie decyzji, które jest już najtrudniejsze, bo wiąże się z ryzykiem. Przy planowaniu nie możesz znać finału, nie wiesz, czy ci wyjdzie dany plan. Liczy się, czy umiesz podjąć ryzyko. Kiedy podpisujesz umowę na kilkadziesiąt milionów, to się obawiasz. Na początku skala finansowa mnie mroziła. Potem się przyzwyczaiłem. Kiedy zaczynałem, na inwestycję mieliśmy 14 milionów, teraz mamy 70 parę. Obecnie rzadko podpisuję umowy nie milionowe. Ale tego musiałem się nauczyć.
Potrzebna jest odwaga?
Potrzebna jest umiejętność podjęcia ryzyka. Może przecież się nie udać. Cały proces prowadzący do takiej inwestycji jest długi. Kilka lat dochodzi się do podpisu, np. pod wielomilionową umową i kilka lat potem się go realizuje. Ale też mam dobry zespół, będący połączeniem młodości i doświadczenia, taka kompilacja naprawdę dobrze się sprawdza.
Na przykładzie Wieliczki widać jak bardzo samorządność się sprawdza i jakie mogą być jej efekty. Widać, że na początku ważna była wolność, ale z tą wolnością trzeba też coś zrobić. Za własną wolność trzeba umieć wziąć odpowiedzialność.
Rozmawiała Katarzyna Adolf